Bycie terapeutą to coś więcej niż tylko wysłuchiwanie najskrytszych zwierzeń pacjentów. To zawód, który wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Przyjmując pacjenta na terapię, terapeuta niejako z samej definicji zawodu, deklaruje chęć pomocy. Warto dodać – owa pomoc czasami może być dla pacjenta trudna.
Terapeuta nie musi mówić miłych rzeczy
W czasie trwania terapii nie musi być miło. Co więcej, bardzo często miło nie jest. Terapia przede wszystkim musi być skuteczna. Taki jest jej cel. Wcale nie chodzi o chwilowe polepszenie samopoczucia pacjenta a o umożliwienie mu w przyszłości prowadzenia satysfakcjonującego życia. Zdarza się, że pacjent przedstawia się w jak najlepszych świetle. Nieświadomie „wybiela” niektóre swoje zachowania, chcąc ukazać swoją postawę bardziej konstruktywną. Uruchamia się prosty mechanizm – chcąc poczuć się lepiej, mówi o swoich problemach w taki sposób, by nie wydawały się one znaczące. Dobry terapeuta nie może sobie jednak pozwolić na pomięcie ważnych objawów. Jego zadaniem jest dokonanie konfrontacji. To z kolei często wiąże się z nieprzyjemnymi odczuciami. Pacjent bowiem zaczyna dostrzegać rozdźwięk między jego wyobrażeniem o danej sytuacji ze stanem faktycznym. To może budzić kolejno gniew, lęk, smutek, złość. Wcale nie musi być miło – musi by skutecznie.
Co się stanie w przypadku pacjenta, którego terapeuta stara się mówić głównie miłe rzeczy? Nic! Kompletnie nic. Jednak z jakiegoś powodu ten pacjent zgłosił się na terapię. Ma realny problem, który utrudnia mu życie. Zgłaszając się do konkretnego terapeuty, podejmuje decyzję o chęci zmiany swojego życia. Może do końca nie ma świadomości, w jaki sposób przebiega terapia. Nie zmienia to jednak faktu, że terapeuta zostaje przez niego obdarzony zaufaniem i nie może tego zaufania zawieść. Odpowiedzialność zawodowa niejako wymusza na nim mówienie rzeczy celnych, trafnych, które nierzadko nie są miłe. Nie muszą.
Co się stanie w przypadku pacjenta, którego terapeuta stara się mówić głównie miłe rzeczy? Nic! Kompletnie nic. Jednak z jakiegoś powodu ten pacjent zgłosił się na terapię. Ma realny problem, który utrudnia mu życie. Zgłaszając się do konkretnego terapeuty, podejmuje decyzję o chęci zmiany swojego życia. Może do końca nie ma świadomości, w jaki sposób przebiega terapia. Nie zmienia to jednak faktu, że terapeuta zostaje przez niego obdarzony zaufaniem i nie może tego zaufania zawieść. Odpowiedzialność zawodowa niejako wymusza na nim mówienie rzeczy celnych, trafnych, które nierzadko nie są miłe. Nie muszą.
Terapeuta stawia wyraźne granice
Podczas trwania terapii muszą być zachowane pewne granice między terapeutą a pacjentem. W przypadku niektórych nurtów nawet forma przejścia na „ty” jest niedopuszczalna. Ma to swoje uzasadnienie. Przede wszystkim sztywno wyznaczona granica ułatwia terapeucie zachowanie obiektywizmu. Pacjent wie o nim tyle, ile powinien wiedzieć i nie ma możliwości, by wywierał nawet nieświadomie, jakiekolwiek wpływ na terapeutę. Fachowa pomoc wymusza, by obie strony czuły zawodowy charakter relacji. Nie ma miejsca na niedomówienia i niepotrzebne emocje. Terapeuta może współczuć swojemu pacjentowi, może go rozumieć, ale nie powinien okazać tego podczas trwania terapii. To tylko wyłącznie jego prywatne odczucia a podczas sesji jest zawodowcem i zdaje sobie sprawę z tego, że pacjent zwrócił się do niego o pomoc a nie przyjacielską pogawędkę.
Terapeuta przede wszystkim daje wsparcie
Nie można oczekiwać od terapeuty otrzymania gotowych rozwiązań. Z całą pewnością się ich nie dostanie. Miedzy innymi, dlatego, że takowe nie istnieją. Kwintesencją całej terapii jest tak naprawdę samodzielne dochodzenie do pewnych wniosków. Tylko wtedy takie spotkania mają sens. Terapeuta z kolei jest osobą, która pomaga pewne mechanizmy dostrzec. Niekiedy, terapeuta pozwala nawet pacjentowi na drobne „potknięcie”, sprawdzenie czegoś na własną rękę. Wszystkie te działania są świadome i mają swój cel, czyli pokazanie pacjentowi metody radzenia sobie z problemami a niekiedy ich unikaniu. To bardziej wsparcie niż wyraźne wytknięcie błędu czy „właściwego” postępowania.
Czy terapeutę trzeba lubić? Przede wszystkim warto zaznaczyć, że nic nie trzeba a wszystko można. Kluczowe jest jednak pytanie, czy sympatia do terapeuty w jakikolwiek sposób przekłada się na skuteczność samej terapii. Nie jest to warunek konieczny. Na pewno nie jest możliwa terapia bez zaufania i szacunku –one są kluczowe. Natomiast sama sympatia bardzo często rodzi się już po zakończeniu terapii, kiedy terapeuta nie ma do czynienia z pacjentem a znajomym, o którym wie po prostu więcej niż reszta ludzi..
Renata Borysiak z Centrum Psychologiczno-Terapeutycznego "Tęcza"
http://www.teczacpt.pl/
http://teczacpt.pl/blog/
Czy terapeutę trzeba lubić? Przede wszystkim warto zaznaczyć, że nic nie trzeba a wszystko można. Kluczowe jest jednak pytanie, czy sympatia do terapeuty w jakikolwiek sposób przekłada się na skuteczność samej terapii. Nie jest to warunek konieczny. Na pewno nie jest możliwa terapia bez zaufania i szacunku –one są kluczowe. Natomiast sama sympatia bardzo często rodzi się już po zakończeniu terapii, kiedy terapeuta nie ma do czynienia z pacjentem a znajomym, o którym wie po prostu więcej niż reszta ludzi..
Renata Borysiak z Centrum Psychologiczno-Terapeutycznego "Tęcza"
http://www.teczacpt.pl/
http://teczacpt.pl/blog/