‘25 lat i nigdy nie byłam w związku’ - to wątek na jednym z forum, który ma 682 strony odpowiedzi. Statystyki wskazują, że coraz więcej jest osób samotnych, powstaje też coraz mniej związków i tendencja ta stale rośnie. Coraz częściej także mówi się o pladze samotności, pojawiają się nawet takie sformułowania jak “cywilizacja samotności”. Jednocześnie codziennie wysyłamy po kilka sms-ów i maili, odbywamy kilka rozmów telefonicznych, stale wchodzimy w interakcje na internetowych forach lub w social mediach, portale randkowe i aplikacje typu tinder biją rekordy popularności.
Martyna Kuzian: Chyba jeszcze nigdy człowiek nie miał tak wielkiej i żywej sieci kontaktów. Skąd więc ta samotność?
Joanna Satuła-McGirr: Mówisz o potrzebie akceptacji i potrzebie bliskości, a wydaje mi się, że to dwie, trochę odmienne sprawy. Ilość kontaktów na Facebooku i wysyłanych SMSów mówi, że potrzebujemy akceptacji i poczucia, że żyjemy w społeczności, z którą często brak nam kontaktu w ‘realu’. Człowiek, co wszyscy wiemy, jest ‘istotą społeczną’ i potrzebuje stada, czyli rodziny, grupy przyjaciół, grup do których przynależymy. Wielu osobom właśnie media społecznościowe pozwalają poczuć, że nie są same; poprzez przynależność do grup, wyrażanie podobnych poglądów czujemy, że inni też tak myślą, że nasze poglądy są akceptowalne i akceptowane.
W podobny sposób działa przynależność do formalnych i nieformalnych grup - czy to podczas liturgii w kościele, kiedy czujemy wzniosłe uniesienie i jedność z innymi, czy podczas wspólnego skandowania haseł podczas marszu.
Media społecznościowe mogą pełnić moim zdaniem bardzo pożyteczną funkcję w zindywidualizowanym społeczeństwie, gdzie naturalna przynależność do grup społecznych zanika z powodu mobilności zawodowej, poczucia zagrożenia, osiedli ogrodzonych murami. I rzeczywiście tak się zaczyna dziać, że grupy utworzone na Facebooku, zaczynają się również spotykać w realu, organizować spotkania czy protesty. Czyli potrzeba życia razem pokonuje lęk.
Podobnie jak Facebook, portale randkowe mogą pomóc nam poznać grono osób, które myślą lub czują podobnie. Niekoniecznie natomiast pomogą nam przestać się czuć samotnymi i nie pomogą stworzyć głębokich, znaczących relacji. Ilość kontaktów na Facebooku nie przekłada się na głębię relacji, gdyż czym innym jest bycie w grupie, a czym innym bycie w intymnym związku z drugim człowiekiem. Samotność to ‘stan umysłu’ lub powiedziałabym ‘stan ducha’ nabyty znacznie wcześniej.
M.K.: Jak rozumieć to, że samotność to “stan ducha”?
J.S-McG.: Często słyszę od moich pacjentów/klientów ‘Jestem samotna/y’ czy ‘Czuję się samotna/y’. Często mają na myśli to, że nie są w związku, czasem, że nie mają bliskich przyjaciół. Gdyby przyjrzeć się relacjom międzyludzkim tej osoby, to okazuje się, że ma ona wokół siebie wielu znajomych, kolegów z pracy, rodzinę. Teoretycznie więc, nie jest lub nie powinna się czuć samotna/ samotny, lecz okazuje się, że nie ma relacji, w których byłaby naprawdę blisko, w których nie bałaby się pokazać siebie w całej gamie różnorodnych emocji.
To poczucie samotności jest jak najbardziej realne i bolesne i wynika z wewnętrznego osamotnienia, z lęku przed prawdziwym zbliżeniem, niewiarą, że możemy być w pełni zaakceptowani, ponieważ sami nie akceptujemy pewnych części siebie. Samotność wiąże się z lękiem przed pokazaniem siebie takim jakimi jesteśmy w środku, z wszystkimi wadami i zaletami, z brakiem wiary, że nasze wewnętrzne, autentyczna ja jest warte kochania. Samotność jako ‘stan ducha’ jest też odzwieciedleniem relacji jakie panowały w naszych domach rodzinnych. Często dorosłe osoby samotne czuły się samotne już jako dzieci/ nastolatki, czuły się i często były niezrozumiane, niewysłuchane, zapracowani rodzice nie mieli czasu na wspólne malowanie, pieczenie ciasta czy granie w piłkę nożną.
Wiele takich relacji możemy i teraz obserwować - rodzice dowożący dzieci na nieskończoną ilość zajęć pozalekcyjnych, lecz nie mający czasu lub nieumiejący po prostu posiedzieć i porozmawiać z dzieckiem, rodzice nastawieni zadaniowo i nieumiejący stworzyć bliskich relacji nie tylko z dzieckiem ale i z małżonkiem, być może ponieważ sami nie otrzymali uwagi i zainteresowania w dzieciństwie.
Jednocześnie nie każde dziecko, którego rodzice są emocjonalnie nieobecni będzie miało trudności. Czasem wystarczy jedna osoba w życiu dziecka, z którą dziecko ma regularny kontakt, która sprawi, że dziecko nauczy się bliskości. Jeśli dziecko ma szczęście mieć mieć dziadka czy babcię, która zajmuje się nim po przedszkolu czy szkole, z którą ‘polepią pierogi’, która zaciekawią się złapanym przez dziecko konikiem polnym czy zgromadzoną kolekcją kasztanów, dziecko poczuje się ważne i warte relacji.
M.K.: Jak to osamotnienie, które odczuwamy już jako dzieci rzutuje na nasze relacje z innymi, na nasz sposób kontaktowania się z innymi?
J.S-McG.: Dorosła osoba, która jako dziecko, nie zaznała bezpiecznej bliskości w rodzinie będzie potrzebowała bliskości ale jednocześnie będzie bała się zbliżyć, ponieważ bliskość z innymi to pokazanie siebie oraz możliwość, a często wewnętrzne przekonanie, że zostanie się odrzuconym.
Ten lęk jest nieuświadomiony, podskórny. Dzięki sprawnie działającym mechanizmom obronnym osoba bojąca się bliskości będzie tłumaczyła się przed samą sobą, że woli pracować sama’, ‘nie potrzebuje innych’. Będzie wybierać role, w których zarządza innymi, czyli wchodzić w relacje ‘pionowe’ z podwładnymi, lecz rzadziej w bliskie relacje partnerskie.
Ponieważ taka osoba doświadczyła odrzucenia w przeszłości - czy to poprzez brak relacji z nieobecnym ojcem, czy zapracowaną czy chorą mamą - jest w głębi duszy przekonana, że w nowych relacjach też zostanie odrzucona, i nie wierzy, że taka, jaka jest naprawdę jest warta miłości. To takie tłumaczenie ‘rodziców nie było przy mnie bo byli zapracowani’ , przy jednoczesnym głębokim przeświadczeniu, że ‘rodziców nie było przy mnie, bo nie byłam warta kochania i bycia razem ze mną. Gdybym była … mądrzejsza, lepsza, grzeczniejsza… to by mnie bardziej kochali. Nie jestem dość dobra.
Niewiara, że jest dość dobrym jako ‘ja’, często napędza sukcesy zawodowe na zasadzie kompensacji, często wiąże się z perfekcjonizmem i są próbą udowodnienia, że jest się wartym miłości, Jednocześnie, w bliskich, intymnych relacjach, których pierwowzorem są nasze relacje z rodzicami jest trudno.
Doświadczenia osoby, która czuła się samotna już jako dziecko mówią, że gdy jako dziecko nie radziła sobie, potrzebowała pocieszenia, była smutna czy bezbronna, nie było osoby, która miałaby czas to dostrzec, pocieszyć, utulić. Te bezbronne, tkliwe i czułe części jej osobowości są więc głęboko schowane, a wewnętrzny, często nieuświadomiony lęk powoduje, że osoba ta w potencjalnie bliskich relacjach często nie pokazuje całej siebie a jedynie swoją maskę.
M.K.: Jak ta maska ukrywająca samotność i niskie poczucie własnej wartości może wyglądać?
J.S-McG.: Maska może przyjąć na przykład postać pewnej siebie, pełnej sukcesów osoby która nie potrzebuje nikogo. W życiu osobistym, takiej fasady radzenia sobie z rzeczywistością nie da się dość długo utrzymać.
Możemy wyobrazić sobie młodą dziewczynę (czy chłopaka), ambitną, osiągającą sukcesy zawodowe, organizującą świetne imprezy dla znajomych z pracy, podziwianą, posiadająca wiele kontaktów zawodowych i towarzyskich. I to co charakteryzuje te relacje to ‘niby-bliskość’, lecz z dystansem. Znajomi spotykają się ale tylko w pewnych swoich odsłonach: ja jako ambitny pracownik, ja jako piękna kobieta, ja jako osoba, do której wszyscy chcą przychodzić na imprezy. Osoba ta może będzie się otaczać osobami, które podziwia gdyż ich akceptacja jak słońce- oświetla nas i ogrzewa- sami czujemy się ‘świetni’.
Taką osobę bardziej się podziwia niż jest się z nią blisko. Ta świetnie funkcjonująca osoba, pokazuje otoczeniu radosną twarz i sama może nie zdawać sobie sprawy, że ma trudność w bliskich relacjach; ‘po prostu nie trafiła jeszcze na odpowiednią osobę’.
Możemy też sobie wyobrazić piękną, bardzo inteligentną studentkę, uczestnieczącą w projektach, która wchodzi w relacje, lecz są one krótkotrwałe, gdyż w bliższej znajomości ujawnia się jej brak pewności siebie i często rezygnuje ona z siebie, byle utrzymać związek. Maska, którą prezentowała i w której zakochał się jej chłopak pęka przy bliższym poznaniu.
Może też być tak, że osoba bojąca się bliskości będzie wybierała na obiekty swoich zainteresować osoby niedostępne - czy to będące już w związkach, czy mieszkające w innym mieście i stworzy związek na odległość - pełnych czułych SMSów, rozmów przez skypa, a razem tylko od czasu do czasu.
Takie związki pozwolą utrzymać bliskość i dystans jednocześnie. Staranie się o ten związek pozwala intensywnie odczuwać i jednocześnie, powtórzyć scenariusz z dzieciństwa. Będzie otrzymywała pewną porcję bliskości czy to podczas nieczęstych spotkań, czy częstych rozmów przez skypa, lecz będzie też utrzymywać bezpieczną odległość. Takie relacje pozwolą jej tęsknić i odtworzyć znany wzorzec pod tytułem- ‘Nie jestem warta pełnej miłości. Nikt nie chciałby ze mną być na zawsze’.
Jest też możliwe, że osoba ta znajdzie partnera, który też boi się bliskości i stworzą ‘idealną parę’; oboje będą funkcjonować zadaniowo, osiągać sukcesy zawodowe, będą mieli dom, dzieci, tylko bliskości brak, nie ma czasu na rozmowy o uczuciach, lękach czy zmartwieniach, które są częścią życia. W takiej relacji też można się czuć samotnym.
M.K.: Takie poczucie samotności powstaje zatem bardzo wcześnie, czy da się więc mu jakoś zaradzić? Jak identyfikować maski, w których chodzimy, jeśli robimy to przez tyle lat?
J.S-McG.: Na szczęście da się zaradzić wewnętrznemu poczuciu osamotnienia, zmienić niskie poczucie własnej wartości i lęk przed bliskością. Można to zrobić w psychoterapii, często długoterminowej, ponieważ potrzeba czasu by zmienić te przekonania o sobie, która kształtowały się ...dzieści lat temu, z którymi żyliśmy tyle lat. W terapii wchodzimy w głęboką, szczerą relację z terapeutą, i właśnie w tej relacji powoli docieramy do naszych lęków, pokazujemy się takimi jakimi jesteśmy ‘gdy nikt nie widzi’ i rozmawiając o nich ‘przepracowujemy’ je, czyli stwarzamy nowe powiązania w mózgu, nowy wzorzec relacji. Właśnie w terapii jesteśmy w stanie zidentyfikować maski, które tak długo nosiliśmy i ściągnąć je, pokazując naszą prawdziwą twarz, nasze prawdziwe ja, które w czasie terapii odzyskuje kolory, pewność siebie- zaczynamy się akceptować.
M.K.: Czy możliwa jest zmiana schematu działania i tworzenie prawdziwie bliskich i szczerych relacji bez psychoterapii? Czy możemy coś zrobić sami?
J.S-McG.: Popularność książek samopomocowych wskazywałaby na to, że tak. I na pewno, książki takie pomogą zrozumieć na poziomie głowy, co się z nami dzieje. Nie pomogą jednak zmienić tego co nieuświadomione, nie pomogą przełamać lęku. Pomóc może terapia grupowa czy cykliczne warsztaty grupowe, bo by zmienić sposób funkcjonowania z drugim człowiekiem, potrzebny jest ten drugi człowiek.
Szansą na zmianę jest też ‘łut szczęścia’ w postaci napotkania osoby, z którą pomimo wszelkich lęków wejdziemy w związek i ta osoba okaże się kompletnie inna od wzorca wyniesionego z domu. Jest to trudne, gdyż nasz wewnętrzny kompas będzie nas kierował w stronę osób, których zachowanie jest nam znane, czyli podobnych w jakimś sensie do mamy czy taty. Jeśli jednak będziemy mieć to szczęście, że osoba ta będzie bardzo inna, będzie czuła, słuchająca, będzie zauważała nasze potrzeby, to w tej długotrwałej relacji nastąpi reparacja naszego ja, poczujemy się, że jesteśmy dość dobrzy. Czego wszystkim życzę:)
M.K.: Dziękuję za rozmowę.
Joanna Satuła Mc-Girr - psycholog, psychoterapeutka, counsellor, członkini Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, założycielka portalu mojapsychologia.pl. Swoje kwalifikacje zdobywała w Polsce i Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymała Dyplom Counsellora i Psychoterapeuty. Pracuje z dorosłymi, z parami i młodzieżą w języku polskim i angielskim, głównie w obszarach: depresji, nerwic, stanów lękowych oraz z ludźmi potrzebującymi wsparcia w trudnych wydarzeniach życiowych, takich jak rozwód, utrata bliskiej osoby, przeprowadzki, czy adaptacja do nwej sytuacji życiowej.
www.krakowpsycholog.pl
www.krakowcounselling.pl
Martyna Kuzian: Chyba jeszcze nigdy człowiek nie miał tak wielkiej i żywej sieci kontaktów. Skąd więc ta samotność?
Joanna Satuła-McGirr: Mówisz o potrzebie akceptacji i potrzebie bliskości, a wydaje mi się, że to dwie, trochę odmienne sprawy. Ilość kontaktów na Facebooku i wysyłanych SMSów mówi, że potrzebujemy akceptacji i poczucia, że żyjemy w społeczności, z którą często brak nam kontaktu w ‘realu’. Człowiek, co wszyscy wiemy, jest ‘istotą społeczną’ i potrzebuje stada, czyli rodziny, grupy przyjaciół, grup do których przynależymy. Wielu osobom właśnie media społecznościowe pozwalają poczuć, że nie są same; poprzez przynależność do grup, wyrażanie podobnych poglądów czujemy, że inni też tak myślą, że nasze poglądy są akceptowalne i akceptowane.
W podobny sposób działa przynależność do formalnych i nieformalnych grup - czy to podczas liturgii w kościele, kiedy czujemy wzniosłe uniesienie i jedność z innymi, czy podczas wspólnego skandowania haseł podczas marszu.
Media społecznościowe mogą pełnić moim zdaniem bardzo pożyteczną funkcję w zindywidualizowanym społeczeństwie, gdzie naturalna przynależność do grup społecznych zanika z powodu mobilności zawodowej, poczucia zagrożenia, osiedli ogrodzonych murami. I rzeczywiście tak się zaczyna dziać, że grupy utworzone na Facebooku, zaczynają się również spotykać w realu, organizować spotkania czy protesty. Czyli potrzeba życia razem pokonuje lęk.
Podobnie jak Facebook, portale randkowe mogą pomóc nam poznać grono osób, które myślą lub czują podobnie. Niekoniecznie natomiast pomogą nam przestać się czuć samotnymi i nie pomogą stworzyć głębokich, znaczących relacji. Ilość kontaktów na Facebooku nie przekłada się na głębię relacji, gdyż czym innym jest bycie w grupie, a czym innym bycie w intymnym związku z drugim człowiekiem. Samotność to ‘stan umysłu’ lub powiedziałabym ‘stan ducha’ nabyty znacznie wcześniej.
M.K.: Jak rozumieć to, że samotność to “stan ducha”?
J.S-McG.: Często słyszę od moich pacjentów/klientów ‘Jestem samotna/y’ czy ‘Czuję się samotna/y’. Często mają na myśli to, że nie są w związku, czasem, że nie mają bliskich przyjaciół. Gdyby przyjrzeć się relacjom międzyludzkim tej osoby, to okazuje się, że ma ona wokół siebie wielu znajomych, kolegów z pracy, rodzinę. Teoretycznie więc, nie jest lub nie powinna się czuć samotna/ samotny, lecz okazuje się, że nie ma relacji, w których byłaby naprawdę blisko, w których nie bałaby się pokazać siebie w całej gamie różnorodnych emocji.
To poczucie samotności jest jak najbardziej realne i bolesne i wynika z wewnętrznego osamotnienia, z lęku przed prawdziwym zbliżeniem, niewiarą, że możemy być w pełni zaakceptowani, ponieważ sami nie akceptujemy pewnych części siebie. Samotność wiąże się z lękiem przed pokazaniem siebie takim jakimi jesteśmy w środku, z wszystkimi wadami i zaletami, z brakiem wiary, że nasze wewnętrzne, autentyczna ja jest warte kochania. Samotność jako ‘stan ducha’ jest też odzwieciedleniem relacji jakie panowały w naszych domach rodzinnych. Często dorosłe osoby samotne czuły się samotne już jako dzieci/ nastolatki, czuły się i często były niezrozumiane, niewysłuchane, zapracowani rodzice nie mieli czasu na wspólne malowanie, pieczenie ciasta czy granie w piłkę nożną.
Wiele takich relacji możemy i teraz obserwować - rodzice dowożący dzieci na nieskończoną ilość zajęć pozalekcyjnych, lecz nie mający czasu lub nieumiejący po prostu posiedzieć i porozmawiać z dzieckiem, rodzice nastawieni zadaniowo i nieumiejący stworzyć bliskich relacji nie tylko z dzieckiem ale i z małżonkiem, być może ponieważ sami nie otrzymali uwagi i zainteresowania w dzieciństwie.
Jednocześnie nie każde dziecko, którego rodzice są emocjonalnie nieobecni będzie miało trudności. Czasem wystarczy jedna osoba w życiu dziecka, z którą dziecko ma regularny kontakt, która sprawi, że dziecko nauczy się bliskości. Jeśli dziecko ma szczęście mieć mieć dziadka czy babcię, która zajmuje się nim po przedszkolu czy szkole, z którą ‘polepią pierogi’, która zaciekawią się złapanym przez dziecko konikiem polnym czy zgromadzoną kolekcją kasztanów, dziecko poczuje się ważne i warte relacji.
M.K.: Jak to osamotnienie, które odczuwamy już jako dzieci rzutuje na nasze relacje z innymi, na nasz sposób kontaktowania się z innymi?
J.S-McG.: Dorosła osoba, która jako dziecko, nie zaznała bezpiecznej bliskości w rodzinie będzie potrzebowała bliskości ale jednocześnie będzie bała się zbliżyć, ponieważ bliskość z innymi to pokazanie siebie oraz możliwość, a często wewnętrzne przekonanie, że zostanie się odrzuconym.
Ten lęk jest nieuświadomiony, podskórny. Dzięki sprawnie działającym mechanizmom obronnym osoba bojąca się bliskości będzie tłumaczyła się przed samą sobą, że woli pracować sama’, ‘nie potrzebuje innych’. Będzie wybierać role, w których zarządza innymi, czyli wchodzić w relacje ‘pionowe’ z podwładnymi, lecz rzadziej w bliskie relacje partnerskie.
Ponieważ taka osoba doświadczyła odrzucenia w przeszłości - czy to poprzez brak relacji z nieobecnym ojcem, czy zapracowaną czy chorą mamą - jest w głębi duszy przekonana, że w nowych relacjach też zostanie odrzucona, i nie wierzy, że taka, jaka jest naprawdę jest warta miłości. To takie tłumaczenie ‘rodziców nie było przy mnie bo byli zapracowani’ , przy jednoczesnym głębokim przeświadczeniu, że ‘rodziców nie było przy mnie, bo nie byłam warta kochania i bycia razem ze mną. Gdybym była … mądrzejsza, lepsza, grzeczniejsza… to by mnie bardziej kochali. Nie jestem dość dobra.
Niewiara, że jest dość dobrym jako ‘ja’, często napędza sukcesy zawodowe na zasadzie kompensacji, często wiąże się z perfekcjonizmem i są próbą udowodnienia, że jest się wartym miłości, Jednocześnie, w bliskich, intymnych relacjach, których pierwowzorem są nasze relacje z rodzicami jest trudno.
Doświadczenia osoby, która czuła się samotna już jako dziecko mówią, że gdy jako dziecko nie radziła sobie, potrzebowała pocieszenia, była smutna czy bezbronna, nie było osoby, która miałaby czas to dostrzec, pocieszyć, utulić. Te bezbronne, tkliwe i czułe części jej osobowości są więc głęboko schowane, a wewnętrzny, często nieuświadomiony lęk powoduje, że osoba ta w potencjalnie bliskich relacjach często nie pokazuje całej siebie a jedynie swoją maskę.
M.K.: Jak ta maska ukrywająca samotność i niskie poczucie własnej wartości może wyglądać?
J.S-McG.: Maska może przyjąć na przykład postać pewnej siebie, pełnej sukcesów osoby która nie potrzebuje nikogo. W życiu osobistym, takiej fasady radzenia sobie z rzeczywistością nie da się dość długo utrzymać.
Możemy wyobrazić sobie młodą dziewczynę (czy chłopaka), ambitną, osiągającą sukcesy zawodowe, organizującą świetne imprezy dla znajomych z pracy, podziwianą, posiadająca wiele kontaktów zawodowych i towarzyskich. I to co charakteryzuje te relacje to ‘niby-bliskość’, lecz z dystansem. Znajomi spotykają się ale tylko w pewnych swoich odsłonach: ja jako ambitny pracownik, ja jako piękna kobieta, ja jako osoba, do której wszyscy chcą przychodzić na imprezy. Osoba ta może będzie się otaczać osobami, które podziwia gdyż ich akceptacja jak słońce- oświetla nas i ogrzewa- sami czujemy się ‘świetni’.
Taką osobę bardziej się podziwia niż jest się z nią blisko. Ta świetnie funkcjonująca osoba, pokazuje otoczeniu radosną twarz i sama może nie zdawać sobie sprawy, że ma trudność w bliskich relacjach; ‘po prostu nie trafiła jeszcze na odpowiednią osobę’.
Możemy też sobie wyobrazić piękną, bardzo inteligentną studentkę, uczestnieczącą w projektach, która wchodzi w relacje, lecz są one krótkotrwałe, gdyż w bliższej znajomości ujawnia się jej brak pewności siebie i często rezygnuje ona z siebie, byle utrzymać związek. Maska, którą prezentowała i w której zakochał się jej chłopak pęka przy bliższym poznaniu.
Może też być tak, że osoba bojąca się bliskości będzie wybierała na obiekty swoich zainteresować osoby niedostępne - czy to będące już w związkach, czy mieszkające w innym mieście i stworzy związek na odległość - pełnych czułych SMSów, rozmów przez skypa, a razem tylko od czasu do czasu.
Takie związki pozwolą utrzymać bliskość i dystans jednocześnie. Staranie się o ten związek pozwala intensywnie odczuwać i jednocześnie, powtórzyć scenariusz z dzieciństwa. Będzie otrzymywała pewną porcję bliskości czy to podczas nieczęstych spotkań, czy częstych rozmów przez skypa, lecz będzie też utrzymywać bezpieczną odległość. Takie relacje pozwolą jej tęsknić i odtworzyć znany wzorzec pod tytułem- ‘Nie jestem warta pełnej miłości. Nikt nie chciałby ze mną być na zawsze’.
Jest też możliwe, że osoba ta znajdzie partnera, który też boi się bliskości i stworzą ‘idealną parę’; oboje będą funkcjonować zadaniowo, osiągać sukcesy zawodowe, będą mieli dom, dzieci, tylko bliskości brak, nie ma czasu na rozmowy o uczuciach, lękach czy zmartwieniach, które są częścią życia. W takiej relacji też można się czuć samotnym.
M.K.: Takie poczucie samotności powstaje zatem bardzo wcześnie, czy da się więc mu jakoś zaradzić? Jak identyfikować maski, w których chodzimy, jeśli robimy to przez tyle lat?
J.S-McG.: Na szczęście da się zaradzić wewnętrznemu poczuciu osamotnienia, zmienić niskie poczucie własnej wartości i lęk przed bliskością. Można to zrobić w psychoterapii, często długoterminowej, ponieważ potrzeba czasu by zmienić te przekonania o sobie, która kształtowały się ...dzieści lat temu, z którymi żyliśmy tyle lat. W terapii wchodzimy w głęboką, szczerą relację z terapeutą, i właśnie w tej relacji powoli docieramy do naszych lęków, pokazujemy się takimi jakimi jesteśmy ‘gdy nikt nie widzi’ i rozmawiając o nich ‘przepracowujemy’ je, czyli stwarzamy nowe powiązania w mózgu, nowy wzorzec relacji. Właśnie w terapii jesteśmy w stanie zidentyfikować maski, które tak długo nosiliśmy i ściągnąć je, pokazując naszą prawdziwą twarz, nasze prawdziwe ja, które w czasie terapii odzyskuje kolory, pewność siebie- zaczynamy się akceptować.
M.K.: Czy możliwa jest zmiana schematu działania i tworzenie prawdziwie bliskich i szczerych relacji bez psychoterapii? Czy możemy coś zrobić sami?
J.S-McG.: Popularność książek samopomocowych wskazywałaby na to, że tak. I na pewno, książki takie pomogą zrozumieć na poziomie głowy, co się z nami dzieje. Nie pomogą jednak zmienić tego co nieuświadomione, nie pomogą przełamać lęku. Pomóc może terapia grupowa czy cykliczne warsztaty grupowe, bo by zmienić sposób funkcjonowania z drugim człowiekiem, potrzebny jest ten drugi człowiek.
Szansą na zmianę jest też ‘łut szczęścia’ w postaci napotkania osoby, z którą pomimo wszelkich lęków wejdziemy w związek i ta osoba okaże się kompletnie inna od wzorca wyniesionego z domu. Jest to trudne, gdyż nasz wewnętrzny kompas będzie nas kierował w stronę osób, których zachowanie jest nam znane, czyli podobnych w jakimś sensie do mamy czy taty. Jeśli jednak będziemy mieć to szczęście, że osoba ta będzie bardzo inna, będzie czuła, słuchająca, będzie zauważała nasze potrzeby, to w tej długotrwałej relacji nastąpi reparacja naszego ja, poczujemy się, że jesteśmy dość dobrzy. Czego wszystkim życzę:)
M.K.: Dziękuję za rozmowę.
Joanna Satuła Mc-Girr - psycholog, psychoterapeutka, counsellor, członkini Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, założycielka portalu mojapsychologia.pl. Swoje kwalifikacje zdobywała w Polsce i Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymała Dyplom Counsellora i Psychoterapeuty. Pracuje z dorosłymi, z parami i młodzieżą w języku polskim i angielskim, głównie w obszarach: depresji, nerwic, stanów lękowych oraz z ludźmi potrzebującymi wsparcia w trudnych wydarzeniach życiowych, takich jak rozwód, utrata bliskiej osoby, przeprowadzki, czy adaptacja do nwej sytuacji życiowej.
www.krakowpsycholog.pl
www.krakowcounselling.pl