Żyjemy w świecie ciągłych zmian, jesteśmy zabiegani, zmęczeni, cały czas wymagamy od siebie czegoś więcej. Współczesna kultura narzuca nam prototyp „człowieka organizacji” – podporządkowanego członka grupy, zdominowanego przez wymogi, obowiązki, obecnie panującą modę. Gazety piszą o tym jak być idealną żoną, mężem. Telewizja dyktuje nam jak się ubierać, a w radiu słyszymy panujące trendy muzyczne, których powinniśmy słuchać. Często odrzucamy własną autonomię, na rzecz dopasowania się, na rzecz bycia częścią większej całości. Dlaczego? Ponieważ tak jest bezpieczniej, tak stajemy się akceptowani przez społeczeństwo i nie ryzykujemy konfrontacji z samym sobą. Perspektywa bycia samourzeczywistniającym się indywiduum może być przerażająca w świecie panującej multifrenii.
Każdego dnia wstajemy o określonej godzinie, pijemy kawę i ruszamy. Skupiamy się na pracy, obowiązkach, narzucamy sobie rytm, porównujemy się do innych. Brak w nas akceptacji, wiary czy zaufania, dlatego też dajemy sobą kierować, pozwalamy usadzić siebie w fotelu pasażera. Dzięki temu zrzucamy z siebie odpowiedzialność, ale przecież to właśnie odpowiedzialność za siebie daje nam wolność i autentyczność, a co za tym idzie – sens własnego istnienia. Czy zamiast być pasażerem nie wolelibyśmy chwycić za kierownicę i obrać swoją niepowtarzalną drogę?
Być może dlatego, że asymilujemy rzeczywistość z zadaniami naniesionymi z zewnątrz, z presją czasu i liczących na nas ludzi. Wyjeżdżając czujemy ulgę, czujemy, że robimy coś dla siebie.
Rzeczywistość to codzienność kojarzona często z monotonią, w której zmiany, czy start czegoś nowego wydaje się zupełnie absurdalny. Wielokrotnie czujemy strach przed postawieniem wszystkich kart na własne „ja”, popadamy w poczucie obowiązku, łapiemy się w sieć koncepcji myślenia innych i zaniedbujemy podążanie za własnym głosem. Nie zakończymy 5-letniego związku pomimo kompletnego braku porozumienia obu stron, bo do niego przywykliśmy; nie powiemy przyjacielowi, że jego komentarz był obraźliwy, przykry, ponieważ wolimy żeby więź została nienaruszona; nie odejdziemy z obecnej pracy, pomimo konfliktu z szefem, gdyż strach przed rozpoczęciem czegoś świeżego jest większy niż napięcie emocjonalne, które uniemożliwia nam poprawne funkcjonowanie. Zapominamy o tym, że jesteśmy tylko, albo aż ludźmi, trwającymi w procesie stawania się, ciągłych zmian, rodzących się możliwości. Proces ten jest momentem zrzucenia maski, odejścia od ukrywania się przed samym sobą na rzecz własnej tożsamości i integralności, spontanicznej radości z elementarnych przyjemności życia.
Postrzegać się oczami świata
„Jaki jest mój cel?”, „Do czego dążę?”, „Co chcę osiągnąć w moim życiu?” – pytania codziennie zadawane przez każdego z nas. Często w chwilach refleksji filtrujemy własny świat oczami widza, nie jesteśmy pewni, czy aby na pewno to co robię jest moim własnym pomysłem na siebie, czy może czymś narzuconym z zewnątrz. Często zapominamy wsłuchać się w w swoje własne „ja”, i chociaż zadajemy sobie tak aktualne pytania, to ostatecznie patrzymy perspektywą osób trzecich. Żyjąc biernie, oddajemy się w ręce ideologii, które niekoniecznie należą do nas. Tłumimy w sobie własną twórczość, wyjątkowość, a nawet swoistą awangardowość, na rzecz zsynchronizowania się z otoczeniem, tylko że nawet najbliższe środowisko nie jest w stanie przewidzieć co jest dla nas najlepsze. Tak bardzo dążymy do spełnienia, że odrzucamy nowe aspekty „ja”, boimy się stawać osobami lub też emocjami, którymi nigdy nie byliśmy. Boimy się, że jeśli pozwolimy sobie odpłynąć, to dojdzie do moralnej katastrofy czy kompromitacji. Józef Kozielecki, polski psycholog oraz profesor nauk humanistycznych, w swoich pracach na temat transgresji podkreśla, że każdy człowiek stara się dowieźć własnej wyjątkowości, a przede wszystkim wartości, dlatego dąży do wewnętrznej doskonałości, wcześniej wspomnianej – satysfakcji i spełnienia. Głównym założeniem jest jednak to, aby działania transgresyjne podejmowane przez człowieka były oparte na świadomym, wewnętrznym sterowaniu. Musimy znać własne ograniczenia, a przede wszystkim opierać się na wewnętrznym głosie, podpowiadającym kim jesteśmy naprawdę.Każdego dnia wstajemy o określonej godzinie, pijemy kawę i ruszamy. Skupiamy się na pracy, obowiązkach, narzucamy sobie rytm, porównujemy się do innych. Brak w nas akceptacji, wiary czy zaufania, dlatego też dajemy sobą kierować, pozwalamy usadzić siebie w fotelu pasażera. Dzięki temu zrzucamy z siebie odpowiedzialność, ale przecież to właśnie odpowiedzialność za siebie daje nam wolność i autentyczność, a co za tym idzie – sens własnego istnienia. Czy zamiast być pasażerem nie wolelibyśmy chwycić za kierownicę i obrać swoją niepowtarzalną drogę?
Niewolnicy codzienności
Wyspa może kojarzyć się z wakacjami, odpoczynkiem, z chwilami komfortu, przyjemności a nawet radości z bycia po prostu wolnym. Badania wykazują, że w 2014 roku aż co drugi Polak mający co najmniej 18 lat wybierał się na wakacje. Co tak bardzo przeszkadza nam w naszej rzeczywistości i dlaczego próbujemy się od niej oderwać?Być może dlatego, że asymilujemy rzeczywistość z zadaniami naniesionymi z zewnątrz, z presją czasu i liczących na nas ludzi. Wyjeżdżając czujemy ulgę, czujemy, że robimy coś dla siebie.
Rzeczywistość to codzienność kojarzona często z monotonią, w której zmiany, czy start czegoś nowego wydaje się zupełnie absurdalny. Wielokrotnie czujemy strach przed postawieniem wszystkich kart na własne „ja”, popadamy w poczucie obowiązku, łapiemy się w sieć koncepcji myślenia innych i zaniedbujemy podążanie za własnym głosem. Nie zakończymy 5-letniego związku pomimo kompletnego braku porozumienia obu stron, bo do niego przywykliśmy; nie powiemy przyjacielowi, że jego komentarz był obraźliwy, przykry, ponieważ wolimy żeby więź została nienaruszona; nie odejdziemy z obecnej pracy, pomimo konfliktu z szefem, gdyż strach przed rozpoczęciem czegoś świeżego jest większy niż napięcie emocjonalne, które uniemożliwia nam poprawne funkcjonowanie. Zapominamy o tym, że jesteśmy tylko, albo aż ludźmi, trwającymi w procesie stawania się, ciągłych zmian, rodzących się możliwości. Proces ten jest momentem zrzucenia maski, odejścia od ukrywania się przed samym sobą na rzecz własnej tożsamości i integralności, spontanicznej radości z elementarnych przyjemności życia.